Bartosz Domiczek – architekt i wizualizator architektury z ponad 10-letnim doświadczeniem. Współzałożyciel inicjatywy CommonPoint, w ramach której od ponad dwóch lat skupia się na działaniach edukacyjnych i popularyzacyjnych.
BIMV: Z informacji które możemy znaleźć na twoim profilu Linkedin na co dzień prowadzisz studio zajmujące się tworzeniem wizualizacji architektonicznych. Jak wyglądała w skrócie twoja droga od studenta architektury (lub wcześniej) do właściciela studia.
Bartosz Domiczek: Można powiedzieć, że moja historia jest bardzo typowa dla osób z tej branży. Zamiłowanie do sztuk pięknych i ogólnie pojętego tworzenia doprowadziło mnie na studia architektoniczne, ale sama praca w architekturze nie do końca mnie satysfakcjonowała pod różnymi względami. Oczywiście studia siłą rzeczy dały mi pewne przygotowanie do wykonywania wizualizacji, więc samo przebranżowienie się było dla mnie bardzo organicznym procesem. Przez pewien czas architektura i wizualizacje rozwijały się u mnie równolegle i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że chciałbym poświęcić się jednej z nich. Nie był to zdecydowanie żaden skok na głęboką wodę, bo w tamtym momencie miałem już bazę klientów, która dawała pewność rozwoju firmy. Od tamtej pory pozwalałem sobie na wiele eksperymentów, odchodząc czasem od wizualizacji architektonicznej i eksplorując inne branże, w których warsztat umiejętności technicznych był bardzo podobny. Miałem swoje przygody chociażby w reklamie, wizualizacji produktowej i przy większych produkcjach filmowych. Wszystko to pozwalało na powiew świeżości i wierzę, że poszerzało mojej horyzonty, ale ostatecznie zawsze wracałem do wizualizacji architektonicznej – dziedziny, która jest mi najbliższa i daje najwięcej satysfakcji.
Odnoszę wrażenie, że sektor tworzenia wizualizacji jest dosyć ‘tłoczny ‘i cały czas na rynek wchodzą młode zdolne osoby. Co takiego przyciąga ludzi do pracy w arch-viz i jak sami patrzycie na ten trend? Czy czujesz że uczestniczysz w tej nieustannej rywalizacji w kontekście: technologii, trendów, kreatywności, itp. ? Trzeba dodać że rywalizacja jest na poziomie nie tylko Polski ale całego świata ze względu na możliwość zdalnej realizacji usługi.
Z mojej perspektywy rynek jest bardzo chłonny i rośnie wraz z napływem nowych osób, szczególnie w globalnym ujęciu.
Zdecydowanie częściej spotykam się z sytuacją braku rąk do pracy niż z rywalizacją o zlecenia.
Oczywiście mówię o tym z perspektywy osoby, która ma pewne wypracowane relacje, zainwestowała wiele czasu w rozwój i obraca się w konkretnym obszarze olbrzymiego rynku. Na pewno rywalizacja między osobami świeżo na niego wchodzącymi i próbującymi swoich sił zupełnie od zera (bez żadnego doświadczenia pracy w studio) jest zdecydowanie bardziej wyraźna, ale powiedziałbym, że wciąż bardzo daleko do tego, co dostrzegam w branży projektowej architektonicznej.
Dodałbym, że aspekty dzielenia się wiedzą, umiejętnościami oraz chęć niesienia często bezinteresownej pomocy są dosyć mocno zakorzenione w społeczności archviz. Być może brzmi to niemal naiwnie i oczywiście nie każdy pozwala sobie na pełną otwartość, ale sądzę, że jest ona w pewnym sensie pokłosiem tego, że komputerowa wizualizacja architektury istnieje od raptem 30-35 lat i każdy z bardziej doświadczonych użytkowników zaczynał jako pewnego rodzaju samouk, a małe internetowe społeczności były często platformami tego rozwoju. Wyniesione stamtąd poczucie pewnej wspólnotowości i otwartość na dzielenie się wiedzą skutkują tym, że osoby wchodzące na rynek zdecydowanie mogą liczyć na pomoc od bardziej doświadczonych kolegów.
Z jednej strony wizualizacje często oceniamy pod kątem hiperrealizmu, czyli im coś bardziej NIE przypomina wizualizacji tym lepiej…Z drugiej strony posiadacie też w swoim ‘arsenale’ narzędzia bardziej artystyczne. Jak znajdujecie balans pomiędzy tymi dwoma formami ekspresji ? Czy istnieje w ogóle pojęcie ‘kiczu’ w archviz?
Myślę, że pojęcie kiczu może jak najbardziej istnieć w osobistej ocenie artysty, ale nie zmienia to faktu, że każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu wykonywał projekty, które nie przystawały do jego własnych preferencji artystycznych i zapewne nauczył się od tego dystansować.
Umiejętność wyjścia poza swoją strefę komfortu i zbliżenie się stylem do oczekiwań klienta jest miarą pewnej dojrzałości w tej branży.
Dążenie do tego, co my uznajemy za kicz nie musi tutaj wynikać jedynie z braku edukacji estetycznej klienta, ale jest często elementem dużo szerzej układanki, gdzie w grę wchodzą aspekty kulturowe, korporacyjne i przede wszystkim konkretny cel sprzedażowy wykonywanych wizualizacji.
W tym wszystkim hiperrealizm na pewno nie jest ostatecznym celem. Prędzej docenią go inne osoby z branży niż sam klient. Sama umiejętność uchwycenia realizmu jest jednak ważnym elementem treningu naszej percepcji. Właściwe kolory pamięciowe, charakterystyka tonalna, zachowanie światła. Jeśli chcemy przesuwać nasze granice twórcze w stronę artystycznej stylizacji to warto zdawać sobie sprawę z realistycznych podstaw, aby być świadomym całego procesu i móc odpowiednio na niego reagować.
Jak bardzo na waszą pracę wpływa tzw. brief z inwestorem / zamawiającym? Czy zdarzają się przypadki gdy nie zgadzacie się na kompromisy? W końcu wizualizacja może sprzedać przekłamaną wizje. Przykładowo osiedle na wizualizacji jest otoczone piękną łąką, na balkonach rosną 3 metrowe drzewa, a w rzeczywistości znajduje się przy ruchliwej autostradzie a balkony nigdy nie zostały zaprojektowane do przenoszenia takich obciążeń.
Wykonujemy wizualizacje dla różnych klientów na różnych etapach powstawania budynków, często na wiele lat przed sporządzeniem ostatecznego projektu. Wówczas oczywiście bardziej sprzedaje się idee niż konkretne rozwiązania. Z drugiej strony na pewnym etapie musimy wykonać wizualizacje w sposób bardzo skrupulatny, bo czasem są one elementem wymaganym do otrzymania pozwolenia na budowę (np. w Wielkiej Brytanii i USA). Ostateczne wizualizacje marketingowe są z kolei często pewnym kompromisem, gdzie próbujemy pogodzić wymogi sprzedażowe i brandingowe z projektem architektonicznym.
-
Sketchup Advanced Architecture329,00zł
-
3ds Max – kurs podstawowy149,00zł
-
Mudbox – rzeźba 3D od podstaw99,00zł
Na swoim koncie masz wiele nagród m.in wizualizację roku 2018 ( CG Architect 3d Award for the Best Non-Commissioned Image 2018). Jak te nagrody i konkursy wpłynęły na Ciebie i miejsce w którym teraz jesteś?
Udział w konkursach zawsze był dla mnie dużą dodatkową motywacją do rozwoju i realizowania projektów personalnych. Z pewnością znacząco wpłynął on na moją karierę, ale nie poprzez same wyniki i wygrane, ale raczej poprzez umiejętności, których nauczyłem się w ich trakcie i poprzez relacje, które nawiązałem. W zasadzie wszystko czym zajmuję się na dzień dzisiejszy wynika w jakiś sposób z tej aktywności konkursowej i zdecydowanie polecałbym młodszym artystom, aby próbowali swoich sił i nie zrażali się jeśli wyniki nie będą po ich myśli. Konkursy zawsze mają pewien aspekt loterii i rzadko werdykty są jednogłośne.
Porozmawiajmy o aspekcie technologicznym. Z jakich programów korzystasz i jak często musisz weryfikować / rozszerzać posiadaną już wiedzę? Z jednej strony mamy Hardware (np. karty graficzne ), który z roku na rok jest coraz lepszy, z drugiej strony Software, który też się zmienia i ciągle pojawiają się nowe opcje, nowe Tips & Tricks. Jak w tym wszystkim nie zwariować i skupić się na wykonaniu zadania?
W swojej codziennej pracy korzystam głównie z 3dsMax i Corona Renderer, ale do tego dochodzi całe mnóstwo innych programów, których chyba nie ma sensu tutaj wymieniać. Znajomość zróżnicowanego software’u – nawet na absolutnie podstawowym poziomie – jest w pewnym sensie cenna, bo pozwala bardziej efektywnie podejść do swojej pracy.
Często wystarczy nam wykorzystanie 5% możliwości danego programu, aby osiągnąć coś, co inaczej byłoby dla nas niemożliwe.
Po pewnym czasie uczymy się również tego ogólnego krajobrazu i okazuje się, że znając jeden program, możemy dużo łatwiej nauczyć się innego. Ostatecznie jednak wszystko sprowadza się do tego, że każdy program to jedynie narzędzie, z którym ma nam być wygodnie, a kluczowe znaczenie mają fundamenty naszej wiedzy o obrazie, kolorze, kompozycji itp. oraz świadomość jak zrealizować wizualizacje w taki sposób, aby skutecznie działały w kompletnym interesie klienta.
Jak patrzycie na oprogramowanie takie jak Lumion, Twinmotion, D5 Render umożliwiające szybką wizualizację, którą po krótkim szkoleniu mogą wykonać nawet amatorzy. Czy korzystacie z tych narzędzi? Czy w przyszłości oprogramowanie takie jak V-Ray czy Corona z milionem opcji i ustawień nie zostaną zastąpione przez uproszczone i równie efektywne programy?
Skomplikowane programy, które znamy z przeszłości (jak np. V-Ray sprzed 10 lat) zdecydowanie uległy w ostatnim czasie pewnemu uproszczeniu. W zasadzie lepiej byłoby tutaj powiedzieć, że większy nacisk postawiono obecnie na pełną funkcjonalność ’out-of-the-box’ i ukrywanie niepotrzebnych lub zbyt drobiazgowych funkcji.
Mam wrażenie, że software pokroju Lumiona i Twinmotion funkcjonuje równolegle do bardziej skomplikowanych silników renderujących i niekoniecznie rywalizują one o ten sam rynek. Pragnę zaznaczyć, że nie używam tych programów osobiście, ale wielu naszych klientów-architektów tworzy wstępne wizualizacje właśnie za ich pomocą i usprawnia tym samym proces przekazywania nam swoich idei.
Zadam pytanie na które odpowiadałeś już w ostatnim czasie pewnie wiele razy czyli kwestia AI w architekturze. Czy możesz przedstawić własne i oryginalne przemyślenia w tym temacie?
Ten temat jest z jednej strony obecny w przestrzeni publicznej, ale mam wrażenie, że wciąż jest go zdecydowanie zbyt mało – szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę potencjalne reperkusje. Od kilku lat wykorzystujemy różnego rodzaju oprogramowanie AI, ale wykładniczy rozwój jego możliwości w ostatnim czasie daje nam sposobność do – z jednej strony – olbrzymiego usprawnienia naszego procesu twórczego, a z drugiej napawa niepokojem o przyszłość. Nie chodzi tutaj stricte jedynie o naszą branżę i potencjalną utratę pracy, ale o ogólne przewartościowanie podstawowych domen związanych z korzystaniem z technologii, internetu a wręcz ekonomiczną współzależnością jednostki i społeczeństwa.
Zaakceptowałem fakt, że tych zmian już się nie powstrzyma i próbuję zachować otwarty umysł, aby wykorzystać mozliwości, które się pojawią.
Pamiętajmy bowiem, że tego typu rewolucja nie musi ograniczyć się do usprawnienia istniejących procesów (co często niestety wiąże się z wykluczeniem komponentu ludzkiego), ale może sprawić, że ogrom możliwości wcześniej nieosiągalnych stanie się dla nas dostępnych. Powiedzmy, że na przykład produkcja filmowa, która wcześniej wymagała dziesiątek lub setek ludzi i długich miesięcy pracy może stać się dostępna dla każdego z nas indywidualnie. Daje to platformę, na której wiele nowych idei może wybrzmieć. Już nie mówiąc o zupełnie nowych formach kreacji, związanych choćby z wirtualną rzeczywistością. Problemem może być natomiast to, że tak obficie generowane treści niekoniecznie znajdą odbiorców. Wzmagający szum kreatywny może uczynić to niemożliwym, bo pamiętajmy, że AI jest również w stanie takie treści generować samoistnie w ilościach zdecydowanie większych niż człowiek. Tworzenie będzie mogło być ograniczone do samej najczystszej satysfakcji z kreacji, a możliwość dotarcia do ludzkiego odbiorcy stanie się bardzo ograniczona.
Oczywiście nikt z nas nie jest w stanie tych procesów trafnie przewidzieć. Widzę jednak, że już na dzień dzisiejszy mocno wpłynęły na charakterystykę niektórych zawodów. Po raz pierwszy w historii to pracownicy umysłowi mogą zostać zastąpieni na taką skalę przez automatyzację procesów i po raz pierwszy na szali kładziona jest ludzka kreatywność. Ta sytuacja zdecydowanie wymaga pogłębionej dyskusji i odpowiednio dopasowanych rozwiązań prawnych.
Oczywiście oprócz samej technologii istnieje też kwestia zdolności kreatywnej, umiejętności kompozycji samej wizualizacji. Jak pozycjonujesz obie te kwestie: technologia vs. kreatywność. Jak rozwijać jedną i drugą kompetencje?
Myślę, że głębia umiejętności kreatywnych jest dużo większa niż kompetencji technicznych. Świadomość celu i drogi, którą podążymy w realizacji wizualizacji ma dużo większy ciężar niż narzędzia potrzebne do jego osiągnięcia. Tych często możemy używać zamiennie, czasem z większą lub mniejszą efektywnością, ale znając ostateczny cel jesteśmy zawsze w stanie rozpracować metodę dotarcia do niego. Nikt z nas nie jest wszechwiedzący w tym zakresie i każdy dokształca się na bieżąco. Kluczowym faktem jest to, że relatywnie łatwo znaleźć odpowiedzi na konkretne pytania techniczne, a bardzo trudne jest takie ich wykorzystanie, aby z sukcesem realizować projekt za projektem.
Czy możesz przedstawić nam / pochwalić się jakimś ciekawym / nietypowym zleceniem z którego płynie jakiś morał, czegoś Cię nauczył lub po prostu jesteś wyjątkowo zadowolony z efektu.
Na początku swojej kariery w jakiś sposób przyciągałem do siebie mnóstwo “ciekawych” zleceń. Były to karkołomne projekty, w których wszystko mogło pójść źle, a właściwego podejścia musiałem uczyć się często od zera w trakcie ich realizacji. Obecnie pewnie trzymałbym się od nich z daleka, ale wówczas rzucałem się w ten wir i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dużo na tym zyskałem.
Jedną z takich historii jest praca dla globalnej marki sportowej, która trafiła do mnie za sprawą dużego przypadku raptem miesiąc po pierwszej rejestracji mojej firmy. Nie jest to historia o atrakcyjnych wizualizacjach ale raczej o skomplikowanym, bardzo wymagającym procesie. Celem miała być przebudowa 10 000 m2 wnętrz historycznej zajezdni tramwajowej w Berlinie na centrum sportu dla młodzieży, co miało zbiec się w czasie z dużą imprezową sportową w mieście. Problemem był jednak fakt, że wydarzenie miało odbyć się w ciągu dwóch miesięcy, a żadne prace poza wyborem lokalizacji nie zostały jeszcze wykonane. Nie sposób było znaleźć poważnego biura, które podjęłoby się realizacji w takim terminie. Ja sam ledwo co zakończyłem pracę w architekturze w Polsce i nie miałem pojęcia jak ktoś może się łudzić, że ten projekt może zakończyć się jakimkolwiek powodzeniem. Niemniej zdecydowałem się wspomóc agencję eventową pod względem koncepcyjnym i wizualnym. Przez następny miesiąc poświęciłem temu tematowi cały dostępny czas i w zasadzie proces projektowania w 100% opierał się o wizualizacje i ich iteracje – do tego stopnia, że cała wymagana dokumentacja techniczna została sporządzona bezpośrednio przez producentów na bazie surowych zrzutów ze sceny 3d.
Ostatecznie projekt zakończył się zaskakującym sukcesem i wiele nauczył mnie o maksymalizacji efektywności procesu twórczego oraz otworzył wiele drzwi, co okazało się nieocenione na początku mojej kariery. Zauważyłem również jak duże są różnice w inercji dużych agencji i freelancerów, co pozwala tym drugim z sukcesem odnaleźć się w ryzykownych projektach wymagających inicjatywy i elastyczności.
Z jakich prac ze swojego portfolio jesteś najbardziej zadowolony?
Ocena mojego portfolio jest w pewnej mierze skomplikowana,, bo o zdecydowanej większości pracy komercyjnej nie jestem w stanie opowiadać ze względu na poufność. Realizowałem jednak mnóstwo projektów personalnych, które spełniały mnie pod względem artystycznym. Jednym z tych, o których mógłbym wspomnieć byłby Northwern Wisps przedstawiający dosyć efemeryczne struktury w surowym krajobrazie. Projekt ma swoje lata, ale sądzę, że nie zestarzał się zbytnio pod względem technologicznym i swego czasu wzbudził spory rozgłos. Myślę, że w dobry sposób pokazuje on moje poszukiwania przestrzeni wirtualnych, które są z jednej strony relatable ale jednocześnie wciąż trochę ponad-naturalne i nienamacalne. Wiele innych personalnych projektów podąża tym samym tropem.
Inną pracą, o której chciałbym wspomnieć było moje podejście do krótkiego metrażu pod tytułem Scorn of Men. Projekt nigdy nie ujrzał finalizacji, ale zrealizowałem wiele elementów world-buildingowych, które prezentują trochę inny charakter moich poszukiwań twórczych.
Jakie wskazówki dałabyś osobom, które marzą o pracy w Arch-viz a nie wiedzą od czego zacząć?
Arch-viz w Polsce w dużej mierze opiera się na freelancerach i moją radą byłoby, aby osoby początkujące rozważyły jednak pracę juniora w większym biurze. Ta perspektywa może nie wydawać się aż tak atrakcyjna jak budowanie własnej marki od podstaw, ale zdecydowanie daje ona lepsze podstawy do rozwijania się w branży niż rzucanie się na głęboką wodę bez wypracowanego warsztatu i relacji. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że zdanie się na samego siebie wymaga rozwinięcia odpowiednich cech charakteru i dyscypliny, a początkujące osoba może łatwo zdeprymować się niepowodzeniami.
Jakie są wasze plany jako ‘the common point’ w najbliższym roku. Czy macie jakieś ciekawe projekty, którymi możecie się z nami podzielić?
CommonPoint to inicjatywa w ramach której razem z Arturem Tamiołą realizujemy zadania edukacyjne. Próbujemy zrozumieć elementy procesu twórczego i wyartykułować je w świeży i łatwo przyswajalny sposób. Daje nam to olbrzymią satysfakcję zarówno ze względu na możliwość sformułowania wiedzy w nowy sposób oraz przekazania tej wartości innym ludziom.
W lutym wydaliśmy nasze pierwsze większe szkolenie, które w dużej mierze będzie również dostępne dla wszystkich na YouTube. Odzew od osób z branży jest wręcz przytłaczająco pozytywny, więc na pewno będziemy kontynuować nasze działania, zarówno w formie większych szkoleń tematycznych jak i zagadnień omawianych na blogu, które jesteśmy w stanie dobierać zdecydowanie swobodniej.