Stefan Giryn, inżynier budownictwa, pasjonat wykorzystania nowoczesnych technologii i badań nieniszczących, założyciel firmy Diagnostyka Konstrukcji wykonującej badania i pomiary konstrukcji na terenie całej Polski i nie tylko.
BIMV: Co odpowiadasz gdy ktoś niezwiązany z inżynierią pyta Cię czym się zajmujesz?
Stefan Giryn: Często mam problem z odpowiedzią na to pytanie! Zazwyczaj mówię, że mam różne fajne zabawki, którymi badam konstrukcję obiektów budowlanych i to czy zostały one właściwie wykonane. Jeśli ktoś dopytuje to przez analogię porównuję swoją pracę do pracy diagnostów laboratoryjnych. Lekarz zleca badania na podstawie wyników których stawia diagnozę na temat stanu pacjenta i dobiera sposób leczenia. Rzeczoznawcy, biegli, projektanci, czy kierownicy budów zlecają mi wykonanie badań i pomiarów na podstawie których określają stan elementów konstrukcyjnych lub całego obiektu i ustalają sposób dalszego postępowania. To dobra, dająca do myślenia, analogia także dlatego, że obiektu budowlanego tak jak pacjenta praktycznie nie da się trafnie zdiagnozować bez zlecenia właściwych badań. Często jest to dopiero początek dłuższej rozmowy, bo rozmówców interesuje sprzęt i to co można nim zbadać, do jakich celów się go wykorzystuje, itd
Jak zostaje się ‘diagnostą’ konstrukcji. Czy należy przejść najpierw ścieżkę kariery projektanta a diagnozowanie konstrukcji jest już wyższym stadium wtajemniczenia?
SG: Nie powiedziałbym, że to wyższe stadium wtajemniczenia. Co więcej teoretycznie nie jest niezbędne przejście ścieżki kariery projektowej, czy wykonawczej, jednak na pewno podbudowa teoretyczna i praktyczna wynikająca z takich doświadczeń jest nie do przecenienia.
Pracowałem przez jakiś czas zarówno w projektowaniu jak i wykonawstwie. Z perspektywy czasu to bezcenne doświadczenia.
W końcu żeby poprawnie postawić diagnozę dobrze jest wiedzieć co się diagnozuje i co mogło sprawić, że dana rzecz nie została wykonana zgodnie ze sztuką. Na pewno dobrze jest też mieć doświadczenia ze starszymi obiektami albo chociaż kontakty z inżynierami starszej daty. To co dla młodszego inżyniera często jest absolutnie zaskakujące i kompletnie niezrozumiałe dla osób, które pracowały przy wznoszeniu takich obiektów na początku swojej zawodowej drogi kilkadziesiąt lat temu jest po prostu oczywiste. Warto doceniać wiedzę takich osób i korzystać z niej jeśli mamy sposobność.
Kolejną kwestią jest fakt, że projektowanie to klasyczna praca biurowa, a diagnostyka wiąże się także z pracą w terenie, czasami naprawdę ciężką. Badania często wykonujemy w niesprzyjających warunkach atmosferycznych, na wysokości z rusztowania lub zwyżki, w ciasnych przestrzeniach, czy np. w warunkach silnego zapylenia. Chociażby ostatnio wykonywaliśmy badania płaszcza żelbetowych silosów w trudnych warunkach. Gwarantuję, że kilka godzin na mrozie i wietrze w bujającym się koszu zwyżki na wysokości kilkunastu metrów potrafi dać w kość. To nie jest praca dla kogoś kto boi się wyjść poza swoją strefę komfortu.
Czy można powiedzieć że poniekąd egzaminujesz / wystawiasz ocenę projektantom / wykonawcom budynków?
SG: Faktycznie można tak powiedzieć, przy czym raczej egzaminujemy wykonawców niż projektantów.
Swoją drogą to niesamowite jak rzadko konstrukcja jest wykonana w 100% zgodnie z projektem.
Niestety wciąż na rzadko której budowie wykonuje się inspekcje powykonawcze, takie jak np. inspekcja otulenia zbrojenia metodą prądów wirowych systemami lokalizacji i detekcji takimi jak Hilti Ferroscan, czy Proceq Profometer. W tym konkretnym przypadku efektem tego jest traktowanie wytycznych dotyczących otulenia przez wykonawców jako orientacyjnych, czy jak kto woli szacunkowych. W końcu jeżeli nikt tego nie sprawdzi to po co przykładać do tego uwagę? Dlatego ważne jest zlecenie wykonania chociażby wyrywkowych inspekcji powykonawczych. Wykonawca mający świadomość, że zlecone zostaną inspekcje wykonuje prace o wiele staranniej, a to czy zostanie zachowana odpowiednia otulina prętów w pewnych przypadkach ma decydujące znaczenie dla późniejszej trwałości obiektu. Niestety takie przykłady można by mnożyć.
Czy wchodząc na budowę z całym sprzętem jesteś postrachem kierowników budów? Jak jest odbierana twoja praca.
SG: Absolutnie nie, powiedziałbym nawet, że w większości przypadków jest wręcz przeciwnie i jestem odbierany bardzo pozytywnie! Przecież przyjeżdżam pomóc rozwiązać dany problem i umożliwić kontynuowanie prac, czy odbiór wykonanych wcześniej robót co do których są wątpliwości. Bardzo często zleceniodawcami są właśnie kierownicy budów którzy mają wątpliwości co do jakości prac podwykonawców. W takim wypadku nasza praca pozwala wymusić poprawki, albo pozwala spokojnie spać jeżeli okażą się one niekonieczne. Toteż bardzo rzadko spotykam się z jawną niechęcią, raczej zawsze mogę liczyć na dobre relacje, a nawet pomoc w jakimś zakresie jeżeli okaże się niezbędna. Zdecydowanie rzadziej, ale zdarza się też, że to podwykonawcy mający przekonanie co do jakości swojej pracy co do której ktoś ma wątpliwości szukają potwierdzenia właściwego wykonania prac w niezależnej zewnętrznej jednostce. Czasami oczywiście zdarzają się naciski z tej czy innej strony, ale trzeba sobie umieć z nimi radzić. W ogóle zdecydowana większość spotykanych na budowach ludzi to osoby bardzo otwarte i zainteresowane naszą pracą, a przecież bardzo dużo zależy też od naszego nastawienia. Staram się zawsze złapać dobry kontakt z ludźmi, wytłumaczyć im co będę robił, jakim sprzętem oraz jakie są jego ograniczenia.
Czy w twoim zawodzie wymagane są jakieś uprawnienia? Jaką moc prawną mają przygotowywane przez ciebie dokumenty / raporty?
SG: Wykonywanie pomiarów jako takie nie wymaga uprawnień, a opracowanie które dostarczamy dla naszych klientów to w większości przypadków raport do użytku wewnętrznego, lub załącznik do opinii, lub ekspertyzy technicznej. Oczywiście sytuacja zmienia się w przypadku kiedy klient zamawia opinię, lub ekspertyzę techniczną u nas, wtedy uprawnienia są konieczne.
Jak ważna jest znajomość standardów np. Eurokod oraz prawa budowlanego? Pewne metody badawcze na pewno są ujęte w normie, ale z drugiej strony musisz zrozumieć też jakimi normami kierował się projektant na etapie obliczeń? Jak to się ze sobą wszystko łączy?
SG: Niektóre badania i pomiary są znormalizowane i normy te musimy znać niemalże na wyrywki. Podobnie jak Eurokody dotyczące projektowania, w końcu musimy wiedzieć skąd się wzięły takie, a nie inne rozwiązania. Jednak duża część badań które wykonujemy nie jest w żaden sposób znormalizowana, albo normalizacja ta obejmuje wyłącznie opis prawidłowego przeprowadzenia badania bez informacji ile takich badań należy wykonać dla elementu, czy danej powierzchni. Z jednej strony im większa próba tym większe prawdopodobieństwo, że wyniki badania tej próby będą miarodajne, z drugiej strony nie chcemy generować niepotrzebnych kosztów po stronie Zleceniodawcy. Dlatego w takich wypadkach musimy polegać na wstępnych spostrzeżeniach z wstępnych pomiarów, a także doświadczeniu i zdrowym rozsądku. W końcu zawsze zależy nam żeby badania i pomiary wykonać możliwie jak najbardziej miarodajnie.
Domyślam się że twoje zlecenia można podzielić na 2 grupy w zależności od charakterystyki budynku z podziałem na : 1. nowe oraz 2. istniejące (stare) budynki. Czy tak jest i jakie są proporcje tego typu zadań? Czy te dwa typy budynku znacząco różnią się specyfiką wykonywanych przez Ciebie badań? (Domyślam się że budynki historyczne szczególnie projektowane z materiałów nieustandaryzowanych chociażby pod kątem klasy wytrzymałości oraz w oparciu o normy z innej epoki potrafią stanowić nie lada wyzwanie? )
SG: Faktycznie można przyjąć taki podział zleceń. Chociaż można też podzielić je inaczej jak np. na zlecenia związane z prowadzonymi pracami (inspekcje części wykonanych prac, czy wyznaczenie bezpiecznych miejsc wiercenia, itd) i awaryjne (w przypadku awarii, do celów opinii i ekspertyz technicznych). Praca na nowych obiektach, czy obiektach w trakcie wznoszenia różni się zdecydowanie od tej na obiektach historycznych. Już chociażby sam fakt, że w przypadku starszych obiektów rzadko dysponujemy czymś więcej niż szczątkową (dobrze jak jest jakakolwiek) dokumentacją archiwalną stanowi wyzwanie. W przypadku starszych obiektów spotykamy się z różnymi nietypowymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi, a także materiałami o których dziś coraz ciężej znaleźć więcej informacji, jak np. pręty ze stali specjalnych (Griffel, czy Isteg).
W takich obiektach zdarza się też, że z racji niedoborów materiałowych część elementów konstrukcyjnych jest wykonana w jednej technologii, a część w zupełnie innej. Z jednej strony to duża trudność, a z drugiej chyba właśnie to w tej pracy jest najciekawsze.
Skanowanie konstrukcji żelbetowej gmachu BGK która była naprawiana po bombardowaniach, czy badania stropów gmachu Muzeum Narodowego, który wciąż na elewacji nosi ślady ostrzału to zlecenia które na długo zapadną mi w pamięci. W przypadku takich obiektów po prostu czuje się historię i ich dziedzictwo.
Z jakim trudnym / ciekawym przypadkiem w swojej pracy się spotkałeś? Czy możesz przedstawić krótko problem / studium przypadku (case study)?
SG: Pół żartem pół serio cała ta praca to jeden wielki trudny przypadek! Kilka lat temu przyjęliśmy zlecenie wykonania badań pull-off w komorach kolektora burzowego w Warszawie. Jako, że nie jestem inżynierem branży sanitarnej to szczerze mówiąc określenie kolektor burzowy nie mówiło mi ówcześnie zbyt wiele. Na miejscu okazało się, że jest to kolektor ogólnospławny kanalizacji którym ścieki i deszczówka spływają do Wisły. Kolektor był na głębokości kilku metrów poniżej poziomu terenu, należało do niego zejść poprzez właz kanalizacyjny. Tym ciasnym włazem schodziliśmy sami, a potem spuszczaliśmy cały sprzęt na linach. Jakby tego było mało okazało się, że kolektor ma kilkaset metrów długości więc w specjalnych kombinezonach po kostki w płynącym kolektorem śmierdzącym szlamie brodziliśmy do kolejnych miejsc pomiarowych. Dokładnie tak jak robili to warszawscy powstańcy jakieś 80 lat temu.
Co gorsza otrzymaliśmy informację, że w przypadku rozpoczęcia opadów usłyszmy alarm od którego rozpoczęcia będziemy mieć co najwyżej kilkanaście minut na ewakuację, gdyż kolektor szybko wypełni się wodą i jeśli nie ewakuujemy się w czas woda zaleje nas oraz nasz sprzęt.
Od czasu tego i kilku innych „ciekawych przypadków” wypytuję klientów o każdy szczegół warunków pracy!
Tak naprawdę tych ciekawych przypadków jest w tej pracy bardzo wiele. Dzięki niej miałem możliwość wejścia do różnych obiektów, których badania wykonywałem, a które są bardzo ciekawe i przy tym absolutnie niedostępne. Od obiektów zabytkowych jak Pałac Prezydencki w Warszawie, przez obiekty o znaczeniu strategicznym jak np. elektrownie, olbrzymie zakłady przemysłowe, czy zakłady zbrojeniowe, po jedne z najwyższych w Polsce wieżowców. Niestety o wielu ciekawych sytuacjach, które miały miejsce w trakcie badań tego typu obiektów nie mogę opowiedzieć ze względu na umowy poufności.
Czy twoja praca polega też na badaniu katastrof budowlanych? Jeśli tak, to czym różni się to od codziennej diagnostyki?
SG: Tak, oczywiście, to także część tej pracy. W przypadku awarii, czy katastrofy budowlanej obok miarodajności pomiarów często najważniejszy jest czas, a więc także wysoka wydajność prowadzonych prac. W związku z tym często praca w przypadkach awaryjnych jest o tyle wygodniejsza, że dodatkowe koszty czy komplikacje przestają mieć znaczenie. W końcu, jako że wszyscy chcą wyjaśnić przyczyny awarii, czy katastrofy budowlanej, nikomu nie trzeba tłumaczyć, że dobrze by było wykonać dodatkowe badania, czy pomiary.
Czy dochodzenie przyczyn katastrofy/ awarii przypomina trochę pracę detektywa? Jak odnajdujesz się w takiej roli?
SG: W jakimś sensie właśnie tak to wygląda. Zaczyna się od ogółu, w tym wypadku ustalenia co mogło być przyczyną awarii, a potem zbiera się możliwie jak najwięcej danych i na tej podstawie eliminuje się poszczególne scenariusze zbliżając się do przyczyny. Jak najbardziej można więc powiedzieć, że jest to praca dochodzeniowa. Należy jednak pamiętać, że w przypadku większości awarii i katastrof budowlanych mamy do czynienia ze złożonymi przyczynami, które doprowadziły do zaistnienia szkody i ich ustalenie w niektórych przypadkach wcale nie jest proste. Osobiście bardzo lubię w tej pracy ten pierwiastek śledczy, a także to że każdy przypadek jest inny. Dzięki temu nie ma miejsca na nudę, a końcowy efekt daje dużo satysfakcji.
Jak technologia wspiera twój zawód? Z jakich narzędzi elektronicznych korzystasz i czy twój zawód mierzy się z jakimiś ograniczeniami w tym zakresie?
SG: Umiejętne korzystanie z możliwości technologicznych sprzętu pomiarowego i bycie na bieżąco z nowinkami w diagnostyce konstrukcji jest bardzo ważne. W dobie rewolucji cyfrowej większość sprzętu który używamy to albo sprzęt elektroniczny, albo mający swoje elektroniczne odpowiedniki. Coraz częściej wyniki badań przesyłamy do chmury, czy oglądamy w 3D. Uzyskane skanowaniem konstrukcji wyniki możemy eksportować do modelu BIM. Pozwala to w BIMowskim modelu sprawdzić, czy zbrojenie elementu wykonano zgodnie z projektem lub np. umieścić przejście przez element konstrukcyjny tak aby nie naruszyć zbrojenia w trakcie wiercenia techniką diamentową. Oczywiście nowszy sprzęt zazwyczaj daje większe możliwości względem starszych odpowiedników, jednak absolutnie najważniejszy pozostaje czynnik ludzki. Wiedza, doświadczenie, skrupulatność wykonywanych prac jest ważniejsza niż dysponowanie najnowszym georadarem, czy betonoskopem.
Z drugiej strony gdyby nie zdobycze techniki badania nieniszczące nie byłyby możliwe. Za początek badań nieniszczących w budownictwie można by uznać rok 1948 kiedy szwajcar Ernst Schmidt wynalazł i opatentował młotek Schmidta. Po kilku latach wprowadził go do produkcji i sprzedaży, a samo urządzenie dało niespotykane wcześniej możliwości. Biorąc więc pod uwagę, że budujemy od tysięcy lat, już sam fakt że badania nieniszczące wykonujemy od ledwie kilkudziesięciu lat stawia je w roli nowinki technicznej.
Czy twoje doświadczenie na przestrzeni lat napawa cię optymizmem? Pytając wprost czy jakość nowo powstających budynków jest z roku na rok lepsza? Jak rysuje się przyszłość DK?
SG: W dłuższej perspektywie zdecydowanie tak! Wraz ze wzrostem świadomości technicznej i kompetencji pracowników budowlanych oraz kadry zarządzającej poprawia się jakość wykonywanych prac. Myślę, że wpływ na to ma także częstsze wykorzystanie diagnostyki. np. do celów inspekcji powykonawczych. W końcu ktoś kto wie że może zostać sprawdzony wykonuje wszelkie prace znacznie dokładniej.
O ile dzisiaj dzięki możliwościom nowoczesnych metod diagnostycznych daje się sprawdzić jakość prac o tyle kiedyś nie było możliwe sprawdzenie prac zanikających. To o czym mówię widać jak na dłoni np. na skanach konstrukcji żelbetowych w przypadku starszych obiektów. Bardzo często mamy w ich wypadku do czynienia z bardzo niską jakością robót zbrojarskich. Pręty w siatkach są nierównoległe i nieprostopadłe względem siebie, ich rozstawy są nierównomierne, lub wręcz przypadkowe, a odchyłki otulin w poszczególnych miejscach potrafią wynosić nawet po kilka centymetrów. Oczywiście nie jest tak, że problemy jakościowe nie dotyczą nowych obiektów, ale wyraźnie jest lepiej, mam nadzieję że także dzięki nam i usługom które oferujemy.
Wywiad przeprowadził: Szymon Janczura,
Więcej informacji o pracy autora znajdziecie na jego stronie diagnostykakonstrukcji.pl